opis prime time 2021

wonder woman 1984 2020 opis

Samym z prowadzących motywów najnowszej ekranizacji losów Wonder Woman jest czas. Wykorzystywana przez Gal Gadot Diana Prince nie starzeje się, tylko płynie przez kolejne dekady ludzkich dziejów. Nawet ona nie jest natomiast w bycie cofnąć wskazówek zegara. Dlatego te tak kusząca podzieliła się twórcom możliwość zaaranżowania ponownego spotkania amazońskiej bogini z tragicznie – czy daj martyrologicznie – zmarłym kochankiem. Rozdawaniem życzeń nie poleca się w ostatnim wypadku dziarski dżin rodem ze świata Aladyna, tylko tajemniczy kamień. Mimo różnych napomnień zebranych również za czasów dzieciństwa na Themyscirze, panna Prince – a wraz z nią znacznie różnych formy – sugeruje się jego urokowi. Niestety, efekty jej wad nie są tak ekscytujące, jak myśleliśmy. https://filmyzlektorem.pl/poetycki/

Z złych okopów Również wojny światowej komunikujemy się tym razem do szałowego świata lat 80., którego "retrofuturystyczna" reprezentacja zaprasza na zasada wizję przyszłości z kolejnej grup "Powrotu do przyszłości". Jeszcze to większe, kolorowe samochody pędzą niebezpiecznie po ulicach, młodzież w popularnych ciuchach śmiga na deskach, a dzieci radośnie biegają z rodzicami po wielkim centrum handlowym. Absolutnie nie brakuje fast foodów, ekskluzywnych witryn sklepowych czy ruchomych schodów, i z walkmanów oraz głośników rozbrzmiewają dobrze wybrane muzyczne przeboje (patrz: Frankie Goes To Hollywood, "Welcome to the pleasuredome", 1984). Jeśli chodzi o scenografię, kostiumy i fryzury, trzeba przyznać, że filmowa lekcja została przez twórców sumiennie odrobiona. Dopracowanie "faktury również wyglądów" nie idzie chociaż w parze z aktualnym, co czai się za barwną fasadą. Prawdziwą kulą u nogi nowej "Wonder Woman" jest dużo ciosany scenariusz i znikająca spośród niego – jakże oldschoolowa (aby nie powiedzieć wręcz: zacofana myślowo) – filozofia.

Po dynamicznym prologu na Themyscirze również dość udanej sekwencji łapania zbirów w galerii handlowej następuje festiwal tautologii, jaskrawych kontrastów, powielania wizualno-narracyjnych klisz oraz krzywdzących stereotypów. Z przebojowej wojowniczki Diana przemienia się w atrakcyjną singielkę, której 70-letniego weltschmerzu nikt nie istnieje w stanie ukoić. Wonder Woman oczywiście wieczorami siada sama przy restauracyjnym stoliku, wokół niej marzy się od zakochanych par idących pod rękę, a sama amazońska księżniczka na naturalne pytanie kelnera, czy ktoś do niej da, odpowiada wymownie, iż na nikogo nie czeka. Bo choć za dnia Wonder Woman ratuje świat, to w nocy samotnie jest w satynowej pościeli. Oraz tylko przez taką kiczowatą dosadność trudno mówić jej tematy z czułością czy powagą.

Po jakiejś stronie jesteśmy zatem nieszczęśliwą boginię, i po drugiej i – wpatrzoną w nią równie nieszczęśliwą koleżankę z książki Barbarę Minervę – kobietę serdeczną, niegłupią (choć chwilami strasznie naiwną), lecz wedle obowiązujących schematów społecznych – po prostu nieatrakcyjną. Ponieważ twórcy przedstawiają jako "loserkę", "roztrzepaną okularnicę" i "prostą myszkę", nie da się bardziej podbić kreskówkowej charakteryzacji postaci wykonywanej przez Kristen Wiig (dobitnym przykładem niedopasowania kobiety do sztampowo pojętej przez twórców kobiecości będzie dla przykładu nieumiejętność szukania w szpilkach). Nietrudno to się domyślić, jakie życzenie wypowie ślamazarna archeolożka przed magicznym kamykiem. Bycie "jako Diana" dostarczy jej nie tylko pożądaną konsultację ze części otoczenia (a w szczególności przystojnych mężczyzn), ale jednocześnie szereg nadprzyrodzonych mocy. A ponieważ za ekspresowe spełnienie marzeń przyjdzie jej wiele zapłacić, Minerva z kumpeli przemieni się – przynajmniej na papierze – w pierwszą antagonistkę "Wonder Woman 1984".

Wisienką na torcie jest oczywisty – również znacznie problematyczny – powrót Steve'a Trevora. Fani również fanki zorganizowali pospolite ruszenie, a scenarzyści wskrzesili nieboszczyka. A konkretniej – wsadzili jego niszczę w ciało przypadkowego gościa, w jakim Diana dostrzega nieodmiennie Steve'a. Patty Jenkins tłumaczyła ten niezwykły manewr chęcią odniesienia do znanej w filmach lat 80. konwencji zamiany ciał. Idąc tym kluczem, niestety nie spytać twórców – tak na logikę – co naprawdę dzieje się z "wnętrzem" człowieka, którego ciało jest (dosłownie) wykorzystywane? Nawet jeżeli otrzymamy w ramach schematu, że tak po nisku jest, toż zaś oczywiście potencjał komediowy płynący z takiego "przemieszania" ciał nie stał w całości wykorzystany. Oraz jedno ze spotkań Diany z "przystojnym mężczyzną" (serio, faktycznie jest podpisany na liście płac) może swobodnie walczyć o miano najbardziej cringe'owej sceny roku.

Ofiarą swoistej "ironii czasu" jest zresztą sam film Patty Jenkins. Pierwotnie zaplanowana na część 2020 roku premiera "Wonder Woman 1984" wpisywałaby się zdecydowanie w kadencję rządów Donalda Trumpa. Nie planuje wątpliwości, że osobę groteskowego, populistycznego przedsiębiorcy jest wzorowana na osobie byłego prezydenta USA. Samozwańczy dyktator obietnicami pragnie odkupić swoją miałkość i życiowe traumy. Obietnicami – dodajmy – pokrytymi cudzą krzywdą i popularnymi, ukrytymi wyrzeczeniami. Złoczyńca nie odziedziczył prawie żadnych cech po prostym pierwowzorze komiksowym, z elementem możliwości telepatycznej manipulacji ludzkimi umysłami (jako "osobę telewizyjna" musi być gościem na przykład Anatolija Kaszpirowskiego). W tworzeniach Maxa Lorda nie ma ładu również składu, tylko dzika żądza akumulacji. W momencie, jeżeli w efekcie spełnienia drinka z życzeń na arabskiej pustyni wyrasta kamienny mur dzielący mieszkańców, nie mamy wątpliwości, iż to zaczęcie do osławionych – oraz ostatecznie niezrealizowanych – planów politycznych Trumpa. Zdecydowanie innej mocy nabrałyby te historii, również jak filmowe oddanie się z osobą wykonywaną przez Pedro Pascala (co wdzięczne w tekście powyższej sugestii – aktora latynoskiego pochodzenia).

O ile poprzednia odsłona przygód walecznej bogini dała nam kilka naprawdę niezapomnianych spraw oraz sekwencji, o tyle "Wonder Woman 1984" kuleje również na aktualnym tłu. Albo w pozostałym filmie Patty Jenkins odnajdziemy chociaż jedną sekwencję na granicę – kultowego już – biegu Diany po zniszczonej działaniami wojennymi "ziemi niczyjej"? Albo na innym planie najnowszej opowieści znajdziemy równie pamiętne sytuacje jak chociażby Etta Candy czy Doktor Maru? Sukces pierwszej filmowej "Wonder Woman" kładł się w wielkiej mierze na aktualnym, że duża bohaterka przejmowała swoimi odważnymi działaniami wojenną powierzchnię oraz narrację, którą dotychczas twórcy literaccy czy filmowi rezerwowali przede każdym dla dorosłych postaci. Filmowa Diana była się – co jest nader ważne szczególnie z ostatniej perspektywy – inspiracją, i dla niektórych wręcz nowoczesną ikoną kobiecej siły. "Wonder Woman" w daniu Gal Gadot świadomie nie wybierała się wprowadzić w częsty obraz amazońskiej księżniczki jako seksbomby oraz ucieleśnienia męskich fantazji.

Jak dba w prologu generał Antiope (Robin Wright): "Nie można iść na plany". Dlaczegi zatem Patty Jenkins – tworząc w perwersyjną zabawę z niezbyt bystrymi konwencjami kina dekady lat 80. – zdecydowała się zrobić krok w tył? Dlaczego twórcy powielają krzywdzące schematy powiązane z reprezentacją bohaterek na ekranie, czyniąc je karykaturami? Dlaczego cały spektakl kradnie ostatecznie Steve Trevor, którego wspaniałomyślność przejawia się niezbędna, aby Diana mogła ponownie uratować świat przed totalną zagładą? Choć reżyserka opowiada o mądrych Amazonkach, sama za dużo nie chce brać do centrum ich rad.

Ingen kommentarer endnu

Der er endnu ingen kommentarer til indlægget. Hvis du synes indlægget er interessant, så vær den første til at kommentere på indlægget.

Skriv et svar

Skriv et svar

Din e-mailadresse vil ikke blive publiceret. Krævede felter er markeret med *

 

Næste indlæg

opis prime time 2021